Wizytacja anioła Gabriela

26 marzec roku 1993. Pracowałem jako analityk chemiczny w prywatnym laboratorium w Chattanooga. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, która mieszka w Singapurze. Powiedziała, że nasza mama ma problemy z sercem. Zamartwiałem się tym przez cały dzień.
Kilka dni później, w czwartek pracowałem do późna, aby wykonać pewne testy, których wyniki potrzebne były na piątek rano. Wieczorem przestawiłem samochód pod drzwi budynku, w którym pracowałem, bo okolica nie należała do bezpiecznych. Co jakiś czas wyglądałem przez okno, aby upewnić się, czy auto jeszcze stoi.
Pracę w laboratorium skończyłem o godz. 01:30 nad ranem. Kiedy zamykałem drzwi budynku, dostrzegłem przy swoim samochodzie jakąś postać. Założyłem, że to złodziej myśląc: "Może jest z koleżką. Drugi pewnie już siedzi w aucie."
Nie wiedząc co począć, cofnąłem się do laboratorium, aby się modlić: "Panie, pomóż mi zrobić to, co powinienem. Czy mam użyć chi-sao?" (rodzaj sztuki walki). Znalazłem metalowy pręt i trzymając go za plecami wyszedłem drzwiami, które były na wprost samochodu. Wciąż modląc się o pomoc i pragnąc zachować chrześcijańską postawę, krzyknąłem do mężczyzny przy samochodzie:
- Hej, czy mogę ci w czymś pomóc?
- Hej Vincent - odpowiedział nieznajomy.
- Czy my się znamy? - zapytałem zaskoczony.
- Niezupełnie - odrzekł nieznajomy.
- Jak się nazywasz? Kim jesteś? - zapytałem, rozglądając się za jego ewentualnymi koleżkami.
- Mam to samo imię, co patron twej podstawowej i średniej szkoły. Jestem przyjacielem. Nie musisz używać na mnie chi-sao, ani tego pręta.
Byłem zupełnie zaskoczony jego słowami. Nikt, nawet mój najbliższy przyjaciel w USA, nie miał pojęcia o chi-sao. Nikt w tym kraju nie wiedział, że znam tę sztukę walki.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałem
- Po prostu wiem. A tak przy okazji, twoja mama czuje się już dobrze - powiedział nieznajomy, dodając - Kochasz Pana Jezusa bardzo mocno, prawda?
- Tak jest - odrzekłem.
- On też cię kocha bardzo mocno. Jezus przyjdzie bardzo, bardzo niedługo - dodał.
- Wspaniale - odpowiedziałem.
- Czy mógłbyś mi przynieść kubek wody do picia? - zapytał nieznajomy.
- Oczywiście.
Odwróciłem się, aby przynieść wodę, ale potem pomyślałem, żeby zaprosić nieznajomego do środka obawiając się, że trik z wodą to pretekst, żeby ukraść samochód. Odwróciłem się więc aby zaprosić go do środka, ale nieznajomy zniknął. Myśląc o tej wodzie był poza moim wzrokiem nie więcej niż 3 sekundy. Nie było też miejsca, do którego nieznajomy mógłby w tak krótkim czasie dobiec, aby się ukryć.
Nie chcąc wracać do laboratorium zostawiłem pręt na dworze i pełen mieszanych uczuć pojechałem do domu. Wracając do pracy następnego dnia, zastanawiałem się, czy to wszystko mi się przyśniło. Jako naukowiec chciałem mieć dowód, że stało się to naprawdę.
Niedaleko drzwi od laboratorium, położyłem pręt, sprawdziłem była tam nadal. Wiedziałem, że to nie był sen. Zamknąłem się w toalecie, gdzie mogłem być sam, uklęknąć i modlić się, słowami: "Panie, powiedz mi, co mam z tym zrobić. Jeśli mam się dzielić wydarzeniami ostatniej nocy z innymi - najpierw sam muszę w to uwierzyć."
Pełen przejęcia, usiadłem przy komputerze i spisałem szczegółowo całe to zdarzenie. Tego samego wieczora opowiedziałem je swemu przyjacielowi.
- Jak nazywa się szkoła, do której chodziłem - zapytał mnie
- Choć wychowałem się w rodzinie buddyjskiej, rodzice wysłali mnie do szkoły katolickiej gdzie zdobyłem podstawowe i średnie wykształcenie, była to szkoła pod wezwaniem św. Gabriela - odparłem.
Tej nocy pytałem Boga, co mam począć z tym doświadczeniem. I we śnie dane mi było przeżyć całe to wydarzenie raz jeszcze. Mogłem zobaczyć siebie i usłyszeć słowo w słowo całą rozmowę z nieznajomym. Sen ten zweryfikował wydarzenie i upewnił mnie, co do jego szczegółów.
Stałem się chrześcijaninem wiele lat wcześniej. W jednej z bibliotek w Singapurze czytałem książkę o fizyce nuklearnej. Była w niej zakładka w formie kartki korespondencyjnego kursu biblijnego. Tytuł książki zaczynał się od słów "Przemiana", później ta przemiana nastąpiła w mym życiu. Stałem się chrześcijaninem, przyjąłem chrzest w kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Wierzę w to, iż musimy być gotowi na spotkanie z Jezusem w każdym momencie życia. Bardzo ważne jest aby spędzić z Bogiem pierwsze chwile każdego dnia. Poświęcam Bogu przynajmniej dziesiątą część aktywnych godzin dnia. Pierwsze półtorej godziny dnia poświęcam na modlitwę i studium Słowa Bożego. Uważam, że musimy ustalić swoje priorytety.
Przed spotkaniem z Gabrielem, od pewnego czasu pytałem Boga: "Czy jestem gotowy na spotkanie z Jezusem?."
Ten kontakt, przeświadczył mnie, że jestem gotowy.
Vincent T.
Kilka dni później, w czwartek pracowałem do późna, aby wykonać pewne testy, których wyniki potrzebne były na piątek rano. Wieczorem przestawiłem samochód pod drzwi budynku, w którym pracowałem, bo okolica nie należała do bezpiecznych. Co jakiś czas wyglądałem przez okno, aby upewnić się, czy auto jeszcze stoi.
Pracę w laboratorium skończyłem o godz. 01:30 nad ranem. Kiedy zamykałem drzwi budynku, dostrzegłem przy swoim samochodzie jakąś postać. Założyłem, że to złodziej myśląc: "Może jest z koleżką. Drugi pewnie już siedzi w aucie."
Nie wiedząc co począć, cofnąłem się do laboratorium, aby się modlić: "Panie, pomóż mi zrobić to, co powinienem. Czy mam użyć chi-sao?" (rodzaj sztuki walki). Znalazłem metalowy pręt i trzymając go za plecami wyszedłem drzwiami, które były na wprost samochodu. Wciąż modląc się o pomoc i pragnąc zachować chrześcijańską postawę, krzyknąłem do mężczyzny przy samochodzie:
- Hej, czy mogę ci w czymś pomóc?
- Hej Vincent - odpowiedział nieznajomy.
- Czy my się znamy? - zapytałem zaskoczony.
- Niezupełnie - odrzekł nieznajomy.
- Jak się nazywasz? Kim jesteś? - zapytałem, rozglądając się za jego ewentualnymi koleżkami.
- Mam to samo imię, co patron twej podstawowej i średniej szkoły. Jestem przyjacielem. Nie musisz używać na mnie chi-sao, ani tego pręta.
Byłem zupełnie zaskoczony jego słowami. Nikt, nawet mój najbliższy przyjaciel w USA, nie miał pojęcia o chi-sao. Nikt w tym kraju nie wiedział, że znam tę sztukę walki.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytałem
- Po prostu wiem. A tak przy okazji, twoja mama czuje się już dobrze - powiedział nieznajomy, dodając - Kochasz Pana Jezusa bardzo mocno, prawda?
- Tak jest - odrzekłem.
- On też cię kocha bardzo mocno. Jezus przyjdzie bardzo, bardzo niedługo - dodał.
- Wspaniale - odpowiedziałem.
- Czy mógłbyś mi przynieść kubek wody do picia? - zapytał nieznajomy.
- Oczywiście.
Odwróciłem się, aby przynieść wodę, ale potem pomyślałem, żeby zaprosić nieznajomego do środka obawiając się, że trik z wodą to pretekst, żeby ukraść samochód. Odwróciłem się więc aby zaprosić go do środka, ale nieznajomy zniknął. Myśląc o tej wodzie był poza moim wzrokiem nie więcej niż 3 sekundy. Nie było też miejsca, do którego nieznajomy mógłby w tak krótkim czasie dobiec, aby się ukryć.
Nie chcąc wracać do laboratorium zostawiłem pręt na dworze i pełen mieszanych uczuć pojechałem do domu. Wracając do pracy następnego dnia, zastanawiałem się, czy to wszystko mi się przyśniło. Jako naukowiec chciałem mieć dowód, że stało się to naprawdę.
Niedaleko drzwi od laboratorium, położyłem pręt, sprawdziłem była tam nadal. Wiedziałem, że to nie był sen. Zamknąłem się w toalecie, gdzie mogłem być sam, uklęknąć i modlić się, słowami: "Panie, powiedz mi, co mam z tym zrobić. Jeśli mam się dzielić wydarzeniami ostatniej nocy z innymi - najpierw sam muszę w to uwierzyć."
Pełen przejęcia, usiadłem przy komputerze i spisałem szczegółowo całe to zdarzenie. Tego samego wieczora opowiedziałem je swemu przyjacielowi.
- Jak nazywa się szkoła, do której chodziłem - zapytał mnie
- Choć wychowałem się w rodzinie buddyjskiej, rodzice wysłali mnie do szkoły katolickiej gdzie zdobyłem podstawowe i średnie wykształcenie, była to szkoła pod wezwaniem św. Gabriela - odparłem.
Tej nocy pytałem Boga, co mam począć z tym doświadczeniem. I we śnie dane mi było przeżyć całe to wydarzenie raz jeszcze. Mogłem zobaczyć siebie i usłyszeć słowo w słowo całą rozmowę z nieznajomym. Sen ten zweryfikował wydarzenie i upewnił mnie, co do jego szczegółów.
Stałem się chrześcijaninem wiele lat wcześniej. W jednej z bibliotek w Singapurze czytałem książkę o fizyce nuklearnej. Była w niej zakładka w formie kartki korespondencyjnego kursu biblijnego. Tytuł książki zaczynał się od słów "Przemiana", później ta przemiana nastąpiła w mym życiu. Stałem się chrześcijaninem, przyjąłem chrzest w kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Wierzę w to, iż musimy być gotowi na spotkanie z Jezusem w każdym momencie życia. Bardzo ważne jest aby spędzić z Bogiem pierwsze chwile każdego dnia. Poświęcam Bogu przynajmniej dziesiątą część aktywnych godzin dnia. Pierwsze półtorej godziny dnia poświęcam na modlitwę i studium Słowa Bożego. Uważam, że musimy ustalić swoje priorytety.
Przed spotkaniem z Gabrielem, od pewnego czasu pytałem Boga: "Czy jestem gotowy na spotkanie z Jezusem?."
Ten kontakt, przeświadczył mnie, że jestem gotowy.
Vincent T.
4828
Podrozdziały: