Odwiedziny anioła podczas pobytu w szpitalu
22 października 1966 roku dosiadłam konia. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że "zabłąkany" nabój myśliwego musnął pośladek konia. Wystraszony koń popędził obok stodoły, a wówczas Debra nadziała się na ostrze starego, zardzewiałego sierpa.
Trafiła do szpitala. Rana wymagała natychmiastowej operacji. Miała uszkodzone nerwy i mięśnie w nodze. Zastanawiano się nad amputacją, ale po dwóch zabiegach udało się połączyć nerwy. To był początek wielomiesięcznej terapii. W czasie trzeciej operacji, w 1968 roku lekarzom udało się przywrócić tej nodze większość funkcji. Oto relacja Debry o jej spotkaniu z aniołem:
Oczekując na trzecią operację w szpitalu Omaha mogłam wyglądać na odważną, ale byłam bardzo przestraszona. Modliłam się o Bożą opiekę. Prosiłam, aby w szczególny sposób był przy mnie.
Kiedy mama i siostra pomagały mi się rozpakować, jakiś młody, przystojny blondyn wszedł do pokoju. Witając się ze mną wymienił moje imię i nazwisko. Powiedział, że ma na imię John i czekał na mój przyjazd.
- Ale mam szczęście! - pomyślałam. - Dostałam takiego przystojnego stażystę.
John nie powiedział, że jest stażystą, ale domyśliłam się, bo był ubrany jak lekarz.
- Widzę, że masz towarzystwo. Nie będę przeszkadzał. Przyjdę porozmawiać, gdy będziesz sama - grzecznie powiedział
Nie mogłam się doczekać, aż mama i siostra zostawią mnie wreszcie samą. Niemal wypchnęłam je z pokoju.
Kiedy John wrócił, powiedział, że wie o moim lęku. Przypomniał mi, że Jezus jest zawsze przy mnie i chronił mnie podczas wypadku, w czasie operacji, aż do teraz. Wspomniał o moich myślach, o których nikt inny nie wiedział. Zastanawiałam się, skąd tyle wie.
John podczas mojego pobytu w szpitalu był stale blisko. Podtrzymywał mnie na duchu, udzielał pomocy, mówił o Jezusie i Jego wielkiej miłości.
W sobotę John spędził ze mną 15 godzin. Tego popołudnia nie czułam się dobrze, noga bardzo mnie bolała. Byłam zła na cały świat. Mimo to, John czytał mi książki. W TV był jakiś program o rajdach samochodowych, którego nie oglądaliśmy. John zapytał, czy może wyłączyć telewizor.
- Nie - warknęłam, wylewając farbę na płótno. Narobiłam bałaganu. John usiadł przy łóżku i mówił w kojący sposób. Powiedział, że rozumie, co czuję.
- Debra, niezależnie od tego, jak się czujesz, staraj się robić wszystko najlepiej, jak potrafisz. Wytrzyj łzy, weź głęboki oddech, i spróbuj namalować ten obraz jeszcze raz.
Postąpiłam według jego rady. Później przyszedł do mnie i pomógł mi poprawić obraz. Rozmawialiśmy do 22:45. Dziwne, że żadna z pielęgniarek nie wyprosiła go z mojego pokoju, mimo tak później pory. Tak, jakby w ogóle o nim nie wiedziały.
Następnego ranka wypisano mnie ze szpitala. Chciałam pożegnać się z Johnem i podziękować za wszystko, co dla mnie zrobił. Zapytałam przełożoną pielęgniarek, gdzie mogę go znaleźć.
- Johna? Jakiego Johna? - zapytała. - W naszym szpitalu nie ma nikogo o takim imieniu.
Byłam oszołomiona. Czy John był tylko cudownym mirażem, wytworem wyobraźni? Nie, gdyż widziała go też mama i siostra. Poza tym wytwór mojej wyobraźni nie byłby tak doskonały i uprzejmy. Nie mógłby mi pomóc w codziennych problemach.
Wtedy wszystko zaczęło mi się wyjaśniać. Było to przecież odpowiedzią na moje modlitwy, które zanosiłam do Boga od października. Prosiłam, aby uratował mnie od tragicznych konsekwencji wypadku i okazał swoją miłość. Bóg zatroszczył się o mnie!. Zesłał mi anioła, abym mogła odczuć Jego obecność.
Czy zgodziłabym się przejść przez to wszystko jeszcze raz? Tak, dlatego, że przez to doświadczenie nauczyłam się wiele o Bogu i Jego miłości. Słyszałam kiedyś powiedzenie: "Bóg prowadzi nas drogą, którą obralibyśmy sami, gdybyśmy znali jej koniec na początku."
Mimo, że doświadczyłam wiele bólu, a także odrzucenia ze strony szkolnych przyjaciół, zbliżyłam się do Boga i dzięki cierpieniu nauczyłam się Mu ufać i kochać Go bardziej. Wierzę, że Bóg wykorzystał ten wypadek, aby uchronić mnie w przyszłości przed niejednym niebezpieczeństwem.
Noga wciąż mi trochę dokucza, ale to tylko pomaga mi zachować pokorę i przypomina, żeby polegać na Bogu.
Debra M. z Lincoln w stanie Nebraska (USA)
Trafiła do szpitala. Rana wymagała natychmiastowej operacji. Miała uszkodzone nerwy i mięśnie w nodze. Zastanawiano się nad amputacją, ale po dwóch zabiegach udało się połączyć nerwy. To był początek wielomiesięcznej terapii. W czasie trzeciej operacji, w 1968 roku lekarzom udało się przywrócić tej nodze większość funkcji. Oto relacja Debry o jej spotkaniu z aniołem:
Oczekując na trzecią operację w szpitalu Omaha mogłam wyglądać na odważną, ale byłam bardzo przestraszona. Modliłam się o Bożą opiekę. Prosiłam, aby w szczególny sposób był przy mnie.
Kiedy mama i siostra pomagały mi się rozpakować, jakiś młody, przystojny blondyn wszedł do pokoju. Witając się ze mną wymienił moje imię i nazwisko. Powiedział, że ma na imię John i czekał na mój przyjazd.
- Ale mam szczęście! - pomyślałam. - Dostałam takiego przystojnego stażystę.
John nie powiedział, że jest stażystą, ale domyśliłam się, bo był ubrany jak lekarz.
- Widzę, że masz towarzystwo. Nie będę przeszkadzał. Przyjdę porozmawiać, gdy będziesz sama - grzecznie powiedział
Nie mogłam się doczekać, aż mama i siostra zostawią mnie wreszcie samą. Niemal wypchnęłam je z pokoju.
Kiedy John wrócił, powiedział, że wie o moim lęku. Przypomniał mi, że Jezus jest zawsze przy mnie i chronił mnie podczas wypadku, w czasie operacji, aż do teraz. Wspomniał o moich myślach, o których nikt inny nie wiedział. Zastanawiałam się, skąd tyle wie.
John podczas mojego pobytu w szpitalu był stale blisko. Podtrzymywał mnie na duchu, udzielał pomocy, mówił o Jezusie i Jego wielkiej miłości.
W sobotę John spędził ze mną 15 godzin. Tego popołudnia nie czułam się dobrze, noga bardzo mnie bolała. Byłam zła na cały świat. Mimo to, John czytał mi książki. W TV był jakiś program o rajdach samochodowych, którego nie oglądaliśmy. John zapytał, czy może wyłączyć telewizor.
- Nie - warknęłam, wylewając farbę na płótno. Narobiłam bałaganu. John usiadł przy łóżku i mówił w kojący sposób. Powiedział, że rozumie, co czuję.
- Debra, niezależnie od tego, jak się czujesz, staraj się robić wszystko najlepiej, jak potrafisz. Wytrzyj łzy, weź głęboki oddech, i spróbuj namalować ten obraz jeszcze raz.
Postąpiłam według jego rady. Później przyszedł do mnie i pomógł mi poprawić obraz. Rozmawialiśmy do 22:45. Dziwne, że żadna z pielęgniarek nie wyprosiła go z mojego pokoju, mimo tak później pory. Tak, jakby w ogóle o nim nie wiedziały.
Następnego ranka wypisano mnie ze szpitala. Chciałam pożegnać się z Johnem i podziękować za wszystko, co dla mnie zrobił. Zapytałam przełożoną pielęgniarek, gdzie mogę go znaleźć.
- Johna? Jakiego Johna? - zapytała. - W naszym szpitalu nie ma nikogo o takim imieniu.
Byłam oszołomiona. Czy John był tylko cudownym mirażem, wytworem wyobraźni? Nie, gdyż widziała go też mama i siostra. Poza tym wytwór mojej wyobraźni nie byłby tak doskonały i uprzejmy. Nie mógłby mi pomóc w codziennych problemach.
Wtedy wszystko zaczęło mi się wyjaśniać. Było to przecież odpowiedzią na moje modlitwy, które zanosiłam do Boga od października. Prosiłam, aby uratował mnie od tragicznych konsekwencji wypadku i okazał swoją miłość. Bóg zatroszczył się o mnie!. Zesłał mi anioła, abym mogła odczuć Jego obecność.
Czy zgodziłabym się przejść przez to wszystko jeszcze raz? Tak, dlatego, że przez to doświadczenie nauczyłam się wiele o Bogu i Jego miłości. Słyszałam kiedyś powiedzenie: "Bóg prowadzi nas drogą, którą obralibyśmy sami, gdybyśmy znali jej koniec na początku."
Mimo, że doświadczyłam wiele bólu, a także odrzucenia ze strony szkolnych przyjaciół, zbliżyłam się do Boga i dzięki cierpieniu nauczyłam się Mu ufać i kochać Go bardziej. Wierzę, że Bóg wykorzystał ten wypadek, aby uchronić mnie w przyszłości przed niejednym niebezpieczeństwem.
Noga wciąż mi trochę dokucza, ale to tylko pomaga mi zachować pokorę i przypomina, żeby polegać na Bogu.
Debra M. z Lincoln w stanie Nebraska (USA)
5191
Podrozdziały: